czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 6

Oczami Cato

Stoję na czymś twardym. Rozglądam się lecz nic nie widzę po za wysokimi drzewami.
Stawiam pierwszy krok i zmierzam w prawą stronę. Wydaje mi się że coś dostrzegłem.
Dalej podążam w wyznaczoną stronę. Nagle zatrzymuję się i siadam obok strumyku, który
płynie pod moimi stopami. Momentalnie wstaję, niczym porażony gromem. 
Zauważam że po strumyku coś dryfuje. Nie mogę złapać tchu, gdyż 
orientuje się że to ludzkie ciało. Staram się nie krzyczeć. Staram się uciec lecz ilekroć
przebieram nogami one i tak stoją w miejscu. Woda zmienia kolor na szkarłatny.
Odważyłem się spojrzeć kto to. Dostrzegam bladą jak śnieg dziewczynę, 
jej długie ciemne włosy i oczy, niezamknięte, puste , szare oczy.
Przecież to ta dziewczyna z akademii. Jak ktoś mógł jej to zrobić.
Próbuję rękami wyłowić ją z wody. Na próżno. Znika tak samo szybko jak się pojawiła.
Znów siadam załamany na brzegu strumienia.
Chwilę potem sceneria drastycznie się zmienia. Siedzę w wielkim złotym fotelu
a obok mnie uwijają się różni lokaje. Ściany też są złote, wszystko tu jest ze złota.
Zachwycony łapię wszystko co mi wpadnie w ręce. Po chwili narasta głucha cisza.
Wszystko traci swój blask, złoto traci swoją cenę. Nagle zrobiło się bardzo zimno,
tak jakby w lecie spadł nagle śnieg. i zauważam ją.
Stoi w drugim końcu sali w długiej czarnej sukni.  Jej włosy są rozpuszczone a ona sama
przybiera kamienny wyraz twarzy.
 Podchodzi do mnie tak blisko że czuję jej zapach, zapach śmierci.
Pochyla się i szepcze mi na ucho
-To ty mnie zabiłeś Catonie...
-N-n-nie to niemożliwe - moje słowa więzną mi w
gardle kiedy przeszywa mnie swoim zimnym, pustym wzrokiem.
-Zabiłeś mnie skarbie, Nie możesz w to uwierzyć?
Lepiej uwierz w swoje możliwości będzie Ci to potrzebne.
-mówi po czym znika
Budzę się zlany potem. Jestem niespokojny.
Ten sen musiał coś oznaczać, ta dziewczyna. Ona mnie
definitywnie przed czymś ostrzegała.
Niedługo Igrzyska. Nie boję się ich ale zaczynam się bać o nią.
Nie wiem dlaczego ale coś każe mi ją chronić nawet za cenę
swojego życia.
Szybko ubieram się i schodzę na dół. Nikogo tu nie ma.

Dopiero teraz spoglądam na zegarek i widzę że jest dopiero kilka minut po godzinie szóstej.
Siadam przy stole i znów zaczynam myśleć. Znienacka coś mi przerywa.
-Cato? Czemu już nie śpisz? -pyta Carl
-Po prostu wstałem wcześniej - odpowiadam wymijająco
-Przecież ty lubisz spać. Zwykle śpisz do dziesiątej. Miałeś koszmary prawda? - dopytuje się.
-mały nie obraź się ale nie musisz tego wiedzieć - mój brat jest inteligentny jak na swój wiek
jednak nie chcę go mieszać w pewne sprawy.
-No dobra nie musisz mi mówić - odpowiada Carl po czym przeciągle ziewa.
-Idź się położyć widzę że chce Ci się spać.
-A ty? - pyta i zwraca głowę w moją stronę.
-Nie martw się o mnie, pójdę się przejść. Wrócę po południu
-Cato zjedz coś.
-Dobrze maluchu zjem i pójdę a teraz idź się położyć dobrze?
-Dobra idę - mówi po czym znów ziewa i idzie do swojego pokoju.  Nie jestem jednak na tyle głodny aby
coś zjeść więc wychodzę z domu nic nie jedząc.
W moich myślach nagle zaczęła królować Alice ale nie mogę na to pozwolić.
W przypływie chwili biegnę do akademii aby tam dać upust swoim emocjom.
Czekam na nią a gdy przychodzi od razu zaczynam swój monolog. Planowałem to już od dłuższego czasu.
Alice mi się znudziła. Biedna, myślała że wytrwa przy mnie całe życie.
No cóż w życiu nie zawsze jest kolorowa a ja jestem chamski i dziś po prostu ją rzucę
Gdy przyszła od razu rzuciła mi się w ramiona ja jednak nie zrobiłem nic.
-Cato, co się stało? -spytała Alice patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczami
-Alice to koniec
-Z czym koniec? Chyba nie chcesz mi powiedzieć że...-nie zdążyła dokończyć bo jej przerwałem.
-Tak Alice zrywam z tobą.
-Ale dlaczego? Masz inną?
-To już nie powinno Cie obchodzić, za 4 dni dożynki chyba sama rozumiesz .
-Co z tego? Gdybyś wygrał moglibyśmy razem żyć w wiosce zwycięzców - mówiła
-Nie Alice, to koniec rozumiesz? Nie chce mieć już z tobą nic do czynienia. Spadaj.
-odeszła z płaczem a ja na to patrzyłem.
Wraca stary Cato ludzie i  rozniesie te Igrzyska w pył!!

_________________
Hej hej hej ;)
Mówiłam wam że wrócę ;3
Powoli zaczynami zbliżać się do dożynek ;)
Mam nadzieje że rozdział wam się spodobał :*
Alex










czwartek, 5 czerwca 2014

Zawieszam.

Kochani mam dla was chyba przykrą nowinę,
Zawieszam tymczasowo bloga.
Muszę poprawić oceny ....
Nie opuszczam was na zawsze. 
Mam wiele pomysłów na tego bloga jednak próbując coś wymyśleć nie mogę złożyć
chociażby jednego logicznego i spójnego zdania.
Dla tych którzy to zaglądają zapewne nie będzie to miało znaczenia kiedy dodam nowy rozdział.
Mam nadzieję że mi wybaczycie ale obiecuję że wrócę tu i dam czadu z nowym rozdziałem xD  
Do zobaczenia :( :*

wtorek, 13 maja 2014

Zmiany ;)

Okej no więc zmiany.
Zacznę od tego że nagłówku nie było ,ale teraz jest. (zrobiony przeze mnie ;D)
Mam nadzieję że wam się spodoba, ale nie sugerujcie się nim za bardzo.
(chodzi mi o napis)
Drugim tematem jest to że nie wiem czy jest 
sens dalej prowadzić tego bloga.
Wiem że to też moja wina że nie wchodzę zbyt często ale musicie
mnie zrozumieć.
Sprawa trzecia jeśli dalej będę pisać rozdziały będą się pojawiały w weekendy.
Więc że tak powiem wybór zależy od was :)
Czwartą jest to że dziękuję wam za komentarze <3 
To bardzo miłe <3
A więc kończąc
Wyrażajcie swoje opinie a ja chętnie je przeczytam <3

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 5

Oczami Clove

Patrze na blondyna i wybucham głośnym śmiechem. W życiu nie śmiałam się tak jak teraz. Chłopak stoi ze skrzyżowanymi rękoma. Wygląda na wściekłego.
-Żałuj ze nie widziałeś swojej miny! - powiedziałam podnosząc się z ziemi -To był bezcenny widok!
-idiotka ! Myślałem ze na prawdę coś ci się stało. -mówi wściekły blondyn
-to źle myślałeś -powiedziałam odwracając się do niego tyłem.
Po chwili poczułam uścisk ręki. Silnym ruchem rak przygwoździł mnie do ściany. Owładnęło mną teraz dziwne uczucie. Nie potrafiłam tego opisać. Patrzyłam w zielone oczy blondyna , który patrzył na mnie nie jak na ofiarę ale jak na kobietę. Szybko się otrząsnęłam. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku. Lecz to nie pomogło ale tylko bardziej go wzmocniło.
Blondyn nadal uporczywie się we mnie wpatrywał. W jego oczach czaiło się coś czego nie mogłam rozgryźć. Strach ? Niepewność ?
Nie zdążyłam dostrzec nic więcej gdyż przymknął oczy. Stopniowo się do mnie zbliżał.
-przestraszyłaś mnie czarnowłosa ! -powiedział cicho ledwie słyszalnym szeptem
-myślałam ze niczego się nie boisz - powiedziałam uśmiechając się krzywo. Nic więcej nie powiedział. Atmosfera miedzy nami stawała się nieznośny. W końcu przybliżył się do mojej twarzy. Poczułam ciepło jego oddechu. Nasze serca biły w jednym rytmie. I właśnie w tym momencie do sali wpadła Vivia.
-co wy tu do diaska robicie ?! -krzyknęła wściekła
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Nie mogłam wykrztusić słowa czułam się zażenowana.
-my No ten ... Udzielałem jej lekcji . - odparł chłopak. Był równie zakłopotany jak ja.
-lekcji czego ? Catonie znam Cię aż za dobrze.
-Przepraszam Vivia , lepiej już pójdę - odparł blondyn i szybko wyszedł z sali. Miał wielkie szczecie że nie słyszał kazania.
-No wiec masz mi coś do powiedzenia ? -spytała Vivia
-przepraszam, na prawdę pomógł mi.
-dobrze już nie tłumacz się. Mam nadzieje ze ten chłopak nie będzie cie więcej tu odwiedzał.
-Masz moje słowo. Vivia ?
-tak? - odwróciła się w moją stronę.
- A dlaczego ty go tak nie lubisz ? -spytałam zaciekawiona
-Lubię go ale czasami wprowadza duży zamęt.
-Rozumiem.- powiedziałam kręcąc głową- Wrócimy do treningu ?
-dobrze
Ćwiczyłam z Vivią jeszcze godzinę. Ale byłam bardzo zdezorientowana. Kim był ten chłopak ? I jakie miejsce zajmie w moim życiu ? Tego nie wiedziałam nawet ja sama.
****
Po przyjściu do domu wzięłam szybki prysznic, zjadłam coś. Byłam wykończona. W mojej głowie siedział blondo włosy chłopak. Jak on się nazywał ? A tak , Caton. W sumie to jest bardzo przystojny .Pomyślałam w myślach po czym od razu się skarciłam. Clove przestań o nim myśleć. On na pewno nie myśli o tobie. Niedługo Igrzyska a ty się przejmujesz jakimś chłoptasiem. Oj Clove co to będzie, co to będzie.
****
Następnego dnia rano wstałam wcześnie. Odpuściłam sobie wizytę w akademii. Od taty dowiedziałam się że mogę odwiedzić w szpitalu mamę więc postanowiłam to zrobić. Założyłam jeansy i dla odmiany jasny t -shirt. Włosy Przeczesałam szczotka i zostawiłam rozpuszczone. Gdy zeszłam na dół w kuchni krzątał się tato. Gdy mnie zauważył od razu się rozpromienił.
-cześć córeczko. Ślicznie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś ? -zapytał
- tak , planuje odwiedzić mamę. -powiedziałam i wzięłam ciepłą grzankę.
-rozumiem. Podwieźć cie ?
-nie dziękuje przejdę się.
-w takim razie dobrze. Mnie może nie być jak przyjedziesz. No wiesz w końcu obowiązki czekają. Właściwie to już powinienem się zbierać. Cześć kochanie. - powiedział dając mi całusa w policzek i wyszedł z domu.


********
No to kolejny krótki rozdział. Ostatnio nie miałam weny i czasu :/ Szkoła i te sprawy :c
Będę mieć teraz dużo wolnego więc postaram się coś napisać. Mam nadzieję że rozdział się wam spodoba :)

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 4

Oczami Cato

Gdy wychodziłem z akademii słońce zaczęło powolutku zachodzić. Zawsze nienawidziłem koloru pomarańczowego bo zawsze kojarzył mi się z zachodem słońca. Zaś on kojarzył mi się tylko z przesłodzonym romantyzmem. Tak, nikt nie pojmie mojego toku myślenia. Do domu postanowiłem iść droga okrężną. Jakoś nie miałem ochoty wysłuchiwać lamentów matki i ojca, którzy nie widza tak na prawdę czubka własnego nosa. Gdybym był sam to na pewno bym to olał ale ponieważ mam brata, którego bardzo kocham i o którego muszę się troszczyć , zrobię wszystko by wygrać te igrzyska. To nie jedyny problem który miałem w głowie. Siedziała w niej tez czarnowłosa dziewczyna która rzucała wściekle nożami. Gdzie ona się tego nauczyła ? W końcu dotarłem na właściwa drogę i wszedłem do domu. Od progu podskakując przywitał mnie Carl. Wziąłem małego na ręce.
- wies co ci powiem ? - spytał sepleniąc
- opowiadaj mały
-spotkałem dziś dziewczynkę
- na prawdę ? To ciekawe. Jak wyglądała ?
- jak wróżka. Szkoda tylko ze nie miała skrzydełek ale słowo daje Cato to była wróżka ! - słuchając tego roześmiałem się. Ale ten dzieciak ma wyobraźnie. Nie twierdze ze sam taki nie byłem. Pamiętam jak wyobrażałem sobie ze mój drewniany miecz to tak na prawdę jest prawdziwy a kwiatki w ogródku mamy to zażarte bestie, które musiałem pokonać. Mama niestety nie była wtedy zbyt wesoła ale później śmiała się razem ze mną. To były piękne czasy. Teraz coraz częściej się w nią kłócę a odkąd skończyłem 12 lat coś jakby zgasło.
- to super mały. - powiedziałem i postawiłem go na ziemi. Właśnie wtedy usłyszałem jak na gorze kłócą się moi rodzice.
-rodzice są na gorze ? - spytałem patrząc na Carla. Chłopiec tylko kiwnął głową i wrócił do swojego pokoju.
-przecież ci mówiłem ze nie możemy mu na to pozwolić ! - krzyczała matka z progu.
-Jest mężczyzną! Umie podejmować świadome decyzje! - odparł tato
-i mówisz to tak spokojnie jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Postaw się chociaż raz w roli ojca albo w mojej roli, w roli matki ! Boje się że go stracę - powiedziała ciszej
Wolałem im nie przerywać. Tą śpiewkę słyszałem co najmniej 1500 razy. A zaczęło się od tego że powiedziałem im że zgłoszę się na ochotnika. To przecież chluba dla całego dystryktu. Matka jednak jest samolubna. Ojciec mnie poparł, chociaż sam nigdy nie był wybrany. Rodzice kłótnie zwykle kończyli na tym że matka upierała się przy swoim a ojciec jak to ojciec wcale jej nie słuchał. Poszedłem do mojego pokoju i runąłem jak długi na moje miękkie łóżko. Treningi w akademii są jednak strasznie nużące. Popatrzyłem się tępo w sufit i wróciłem do pozycji siedzącej. W sama porę gdyż chwile potem mama krzyknęła z dołu
-Cato kolacja ! Pośpiesz się.
Szybko zszedłem na dół. Poczułem zapach świeżo upieczonego chleba oraz indyka. Nie byliśmy biedni ale na taki posiłek mogliśmy pozwolić sobie raz w tygodniu.
Przy stole panowała cisza. Nawet zwykle wesoły Carl nic się nie odzywał. Jedliśmy w skupieniu. Po kolacji umyłem się i położyłem się do łóżka. Zmęczone mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i szybko zasnąłem.
****
Rano obudziłem się wypoczęty. Nie dręczyły mnie koszmary. Szybko się ubrałem w czarny podkoszulek i czarne spodnie, przeczesałem palcami włosy i zeszłem na dół. Tata już poszedł do pracy a mama z Carlem jedli śniadanie. Wybierała mu właśnie buzie robiąc to powoli ale bardzo dokładnie. To był taki ciepły matczyny gest. Chłopiec śmiał się i na twarzy matki również widać było uśmiech. Pomyślałem ze tak już będzie. Przecież gdy pojadę na Igrzyska mamie zostanie tylko Carl. Liczę na to ze wygram ale przecież jeśli przegram.. Skarciłem się w myślach za takie rozumowanie.
Zjadłem pospiesznie śniadanie i wyszedłem do akademii mając nadzieje ze spotkam ciemnowłosa.
Niestety gdy doszedłem na miejsce nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Oddałem sie w skupieniu walce na miecze. Odcinałem głowy manekinom jakby były małymi zapałkami i wystarczyłby jeden mały ruch żeby je złamać. W trakcie przerwy zauważyłem Alice, która ćwiczyła przy stanowisku z rzucaniem nożami. Gestem przywołałem ja do siebie i już po chwili zaczęliśmy się namiętnie całować. Nie zważałem na innych w końcu to ja tu jestem królem. Jej malinowe usta były niczym balsam dla mojej duszy. I wtedy usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Odskoczylem od Niej jak opatrzony by moc patrzeć na przybyła dziewczyne. Wiedziałem od razu ze to ciemnowłosa. Wygladała tak samo niesamowicie jak wczoraj. Zdawało się ze cała sala nagle umilkła. Alice próbowała mnie pocalowac ale odtracilem ja aby moc sie przyjrzeć przybyłej. W jej spojrzeniu czaiło się coś niewyobrażalnego, coś czego żadne słowa nie mogły określić.
Znów udała się z Vivią do jej sali. Widać było ze rozpiera ją czysty gniew. Postanowiłem isc za nimi zeby jeszcze bardziej ja wkurzyć.
Gdy Vivia wyszła a drzwi lekko skrzypnęły szybko wślizgnąłem się do środka. Ciemnowłosa na początku nie wyczuła mojej obecności. Oddała się tak rzucaniu że nawet nie zauważyła jak podeszłem od niej do tylu. Wtedy chrząknąłem a dziewczyna natychmiast się odwróciła. Dzieliła nas niewielka odległość.
- Czego tu znowu chcesz ? Mam zawołać Vivię ?
-Jak chcesz ale to i tak nic nie da bo będę tu przychodził kiedy i jak chce. - powiedziałem zadowolony
- fascynujące - mruknęła ciemnowłosa.
- Może chcesz się zabawić ?
- zabawa ? Myślisz ze wyglądam na bachora który potrzebuje zabawy ? - odparła złośliwie
- Właściwie to tak. Ale może ci powiem na czym polega gra. Gra polega na tym ze ja jestem twoim ruchomym celem i musisz we mnie trafić nożem.
-och świetna gra ! -rozentuzjazmowała się dziewczyna
- w końcu bd mogła pochartać ci tą twoją piękną twarzyczkę.
-Na prawdę pochlebiasz mi tymi komplementami, Ale ale nie ciesz się tak prędko. Jeśli nie trafisz wtedy ja tez muszę rzucić w ciebie.
- przyjmuje to wyzwanie lamusie - odparła czarnowłosa
- dobrze w takim razie zaczynaj.
W powietrzu świsnął nóż jednak dobrze wiedziałem co mam robić. Wystarczyło tylko sie uchylić pod odpowiednim kątem a wtedy mnie nie trafi. I tak tez sie stało. Kiedy przyszła moja kolej oczywiście dziewczyna też uciekła. Bardzo podobała mi się ta gra i widać było po jej minie ze jej tez. Przysiągłbym ze nawet się uśmiechnęła. Jednak raz mój nóż poleciał w zła stronę. Nie zdążyła się uchylić... ..

________________

Ta dam oto i kolejny rozdział. Może niedługi ale jest :D Jeśli mnie zmotywujecie do pracy komentarzami następny rozdział pojawi się szybciej :*

niedziela, 9 marca 2014

:(

Przepraszam was kochani bardzo za tą nieobecność na blogu ale niestety szkoła robi swoje :/ Jakby tego było mało to miałam też 2-tygodniowy szlaban.  Ostatnio ze wszystkimi się kłócę dlatego też mama dała mi karę za moje "pyskowanie" Kolejny rozdział powinien się pojawić w piątek bądź sobotę. Mam nadzieję że będziecie czekać. Buziaki :*

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 3

Clove

Trafiłam na ścieżkę do domu sama nie wiem jak. Przez wściekłość która mnie ogarniała mało widziałam. Przesłoniła mi wszystko. Ten chłopak to kretyn, pajac, nieudacznik. Jaki miał tupet żeby wchodzić na moją salę, uwodzić mnie a na samym końcu grozić? Co to za facet?! 
Nagle usłyszałam płacz. Podeszłam w stronę z której dochodził. W ciemnym zaułku zauważyłam skulone dziecko. Cicho skomlało jak mały bezbronny szczeniaczek. Chciałam go zostawić. Jestem z dwójki, tutaj nie okazujemy sobie uczuć jednak coś ukłuło mnie w sercu gdy go zobaczyłam.
-Hej mały, czemu siedzisz tu sam? -spytałam. Podniósł głowę. Zobaczyłam jego niewinne jasne oczy. Widziałam jak  po jego policzkach spływają słone, gorzkie łzy. 
-Z-z-zgubiłem się i jestem trochę głodny - wychlipał. 
-Jak masz na imię? - zadałam mu ponownie pytanie
-Carl. -odparł chłopiec.
-No więc Carl odprowadzę Cię do domu, kupię ci coś do jedzenia i może opowiesz mi coś o sobie co mały? - zapytałam. Na to chłopiec kiwnął głową i delikatnie się uśmiechnął.
Na szczęście w mojej zniszczonej torbie zauważyłam kilka monet toteż weszłam z Carlem do piekarni.
Kazałam mu sobie wybrać jakiś przysmak a ja w zamian za to zapłacę. Wskazał palcem babeczkę z lukrem posypaną gwiazdami i przyozdobioną wisienką. Zapłaciłam za nią i już po chwili nie było po niej śladu. Od razu poprawił mu się nastrój.
-Dlaczego się zgubiłeś?
-Szedłem za moim bratem. Chciałem zobaczyć gdzie idzie. Zapatrzyłem się i się zgubiłem. Bardzo kocham mojego braciszka wiesz? 
-Musi być wspaniałym bratem.
-To prawda. Zabrał mnie nawet kiedyś do zoo! Do prawdziwego zoo! 
-Na prawdę? Musiało być super! 
-Bo było !  Widziałem tygrysa, bałem się. Ale mój brat nie! Jest bardzo silny, ale mnie kocha. 
Wspaniale było słuchać Carla gdy opowiadał o swoim starszym bracie. Gdy doszliśmy do małego szarego murowanego domku chłopiec się nagle zatrzymał. 
-To tutaj mieszkam. Dziękuję że mnie odprowadziłaś! -zawołał uradowany. -Wpadniesz tu kiedyś? 
-Kiedy tylko zechcesz mały! -Spróbuj się nie zgubić - powiedziałam i gdy miałam już odchodzić chłopiec nagle mnie przytulił. To było dziwne, choć bardzo miłe uczucie. Pogłaskałam go po głowie i wtedy chłopiec odszedł w kierunku domu. Pomachał mi na pożegnanie i na dobre zniknął. Musiałam przyznać że polepszył mi humor chociaż to tylko 6-letnie dziecko. Dopiero teraz rozejrzałam się po okolicy. Domy były tu najczęściej jednorodzinne takie jak dom Carla. Nie rosło tu zbyt wiele zieleni co też nadawało tutaj ponury charakter. 
Postanowiłam wrócić do domu krótszą drogą na skróty obok mojego ulubionego miejsca. Gdy już tam byłam opadłam na trawę. Jej świeży zapach napawał mnie takim spokojem. Drzewa cicho szumiały. Zaczęłam nucić piosenkę którą nauczyła mnie mama gdy byłam jeszcze mała.

"Tutaj zawsze cicho jest
Zawsze znajdziesz miejsce swe
Pod cieniem rozłożystych drzew
Gdyby miał się walić świat,
Gdyby coś poszło nie tak"

Nie pamiętałam tylko ostatniego wersu ale zawsze zafascynowana słuchałam tej piosenki. 
Zobaczyłam że słońce już zaczyna powoli zachodzić więc wzięłam swoja torbę i ruszyłam w stronę domu. Gdy już byłam u celu otworzyłam kluczem drzwi. Ze zdziwieniem zauważyłam że był otwarte. Weszłam do salonu i zauważyłam ojca który siedział bezradnie na fotelu. Gdy mnie zauważył podniósł tylko lekko głowę i nic nie powiedział. Wreszcie odezwałam się :
-Tato, co się stało. -Milczał jak zaklęty - Tato powiedz mi co się dzieje.
-Twoja matka..
-Co moja matka?! -krzyknęłam głośno
-Twoja matka miała atak - odpowiedział ojciec cicho.

______________
Dam dam dam. Krótki rozdział ale przewiduję dłuższy z perspektywy Cato. Będzie się dziać :D  Dałam wam dzisiaj trochę cukierkowej Clove z okazji Walentynek c: 
I jeszcze krótkie pytanie jak myślicie czyim bratem jest Carl? :D